„[…] ruscy kiedyś sobie pójdą. A technologia zostanie” – J. Karpiński i jego pierwszy minikomputer
Nierzadko odnoszą się do niego, jak do polskiego odpowiednika Billa Gatesa. Jego osiągnięcia był niezwykłe, a amerykańskie uczelnie prosiły o jego pomoc. Jacek Karpiński, oprócz bogatej przeszłości, miał też talent, który, jak niektórzy twierdzą, pozostał jedynie zmarnowanym potencjałem.
Wojenne konspiracje
Urodził się w 1927 roku. Mając 12 lat został on wysłany przez matkę, jako goniec do obrony przeciwlotniczej Warszawy, a dwa lata później wstąpił do Szarych Szeregów (by go przyjęto zawyżył swój wiek). Podczas wojny na początku zajmował się małym sabotażem, potem był w Grupach Szturmowych i Batalionie „Zośka”. Podczas powstania został postrzelony w kręgosłup – dzięki fałszywej karcie choroby udało się go wywieź z miasta. Gdy doszedł do zdrowia wojna się skończyła – wtedy też zaczął myśleć o technologii.
Pierwsze sukcesy
W 1946 roku rozpoczął kierunek elektryczny na Politechnice Łódzkiej, z którego po 3 latach przeniósł się na kierunek radiotechnika na Politechnikę Warszawską. Po ukończeniu studiów stał się starszym asystentem na uczelni i na początku lat 50 skonstruował 2kW NPK-2 – krótkofalowy nadajnik używany przez MSZ do nawiązywania łączności z ambasadami. Później stworzył AAH – maszynę pomagającą długoterminowo przewidzieć pogodę, która była przez dwa lata używana przez Państwowy Instytut Hydrologiczno-Metereologiczny.
Stworzenie tej maszyny było pierwszym krokiem w stronę przełomowego wynalazku. AKAT-1 służył do obliczeń równań różniczkowych i symulacji procesów – wyniki były pokazywane na ekranie. O innowacyjności projektu świadczy to, że była to pierwsza tego typu maszyna na świecie.
Jako, że AKAT-1 pozwolił mu być jednym z sześciu laureatów konkursu młodych talentów UNESCO, mógł w ramach nagrody wybrać dalszą drogę kształcenia się – wybrał naukę w Massachusetts Institute of Technology, gdzie spędził dwa lata. Mimo propozycji pozostania w Ameryce, odrzucił tę możliwość i powrócił do kraju, by w Polsce stworzyć Perceptron.
Okres wielkich wynalazków
Perceptron był unikatową, uczącą się maszyną, która rozpoznawała otoczenie dzięki kamerze – identyfikowała obrazy, wzory i pisane teksty. Jednak praca w PAN-owskim Instytucie Automatyki nie była usiana różami – krytykowany Karpiński, którego pracę nieustannie utrudniał ówczesny dyrektor instytutu, odszedł.
W Instytucie Fizyki Doświadczalnej na UW stworzył skaner, który odczytywał dane ze zdjęć elektronów i neutronów, które uniwersytet otrzymywał prosto z CERN-u. Chcąc stworzyć maszynę liczącą odczytywane przez skaner dane, wpadł na pomysł KAR-65 – powstał on w 1968 roku, w ciągu sekundy mógł wykonać 100 000 operacji i pracował przez 20 lat. Obecnie można ją obejrzeć w Muzeum Techniki w Warszawie.
Po wielu trudnościach, Karpińskiemu udało się, w porozumieniu z brytyjczykami, stworzyć K-202. 16-bitowe oprogramowanie wykonywało milion operacji na sekundę – szybko rozpoczęto masową produkcję. Był to niespotykany w tych czasach wynik. Co ciekawe, w swoim projekcie wykorzystał adresowanie stronicowe (metoda powiększania pamięci), którego nie opatentował, a którym podzielił się z innymi. To samo oprogramowanie stosowane jest do dziś. Sukces Karpińskiego doprowadził jednak do zawiści ze strony Elwro. Prawdziwym gwoździem do trumny był jednak Jednolity System Maszyn Cyfrowych od Związku Radzieckiego, który w gruncie rzeczy był kalką IBM-360 z nowszym oprogramowaniem. Polsce narzucono standard, który zepchnął K-202 na dalszy plan.
Koniec kariery
Polityka oszczerstw i udaremniania starań technologa doprowadziła w końcu do zwolnienia go z zajmowanego stanowiska. Karpiński chciał wyjechać, jednak pod zarzutem sabotażu i dywersji gospodarczej, nie wydano mu go. W 1978 przeniósł się na Mazury, gdzie wynajął gospodarstwo i zaczął zajmować się hodowlą trzody chlewnej. Mimo, że próbowano go przywrócić na stanowiska techniczne, wszystkie starania spełzły na niczym.
Po kilku latach udało mu się zdobyć paszport – wyjechał więc do Szwajcarii, gdzie rozpoczął prace jako konsultant Stefana Kudelskiego, twórcy magnetofonów Nagra. Konstruktorzy założyli razem firmę, jednak ta szybko upadła. Mimo to, jeszcze przed 1990, Karpiński skonstruował robota sterowanego głosem i Pan Readera – skaner do czytania tekstów. Swojego wynalazku jednak znów nie opatentował – pomysł został przechwycony i do dziś technologii używa się w skanerach rozpoznających tekst.
Powrót z emigracji
W latach 90 powrócił do Polski. Został doradcą ds. informatyki w Ministerstwie Finansów. I choć 500 sztuk Pan Readera zostało wyprodukowanych, nadal miał ambicje, by stworzyć własną firmę – a nawet dwie. Mimo to brak środków finansowych i zaciągnięty kredyt sprowadziły na niego same nieszczęścia, w efekcie których stracił dom w Aninie.
Przeprowadził się do kawalerki we Wrocławiu, gdzie opracował z synem skaner dla księgowych. Dorabiał jako projektant stron internetowych. Po długiej chorobie zmarł w lutym 2010 roku. Pośmiertnie, ówczesny prezydent, Lech Kaczyński, przyznał Karpińskiemu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a sam pogrzeb odbył się z wojskowymi honorami.